wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 3 (STARA WERSJA BLOGA)

Czerwonych było pięciu, ubrani byli podobnie. Wysocy i umięśnieni. Mieli miny jakby mieli kogoś zabić. Zbliżali się do nas, ale nawet na nas nie spojrzeli. Wiedziałam, że to co robię jest niebezpieczne, ale nie bałam się, możliwe że to Santa miał na mnie taki wpływ.
-Załatw swoją sprawę z nimi pierwsza, ja poczekam.-powiedział Santa.
-Dobrze, to nie zajmie długo.- odpowiedziałam, po czym wyjęłam paczkę, którą dostałam od Łysego.
Grupa czerwonych spojrzała na mnie, potem na Santa, następnie podeszła do niego.Jeden z nich złapał go za skórzaną kurtkę.
-Co ty tu robisz Shaker?- powiedział z zaciśniętymi zębami.
-Zostaw mnie Patryk, bo ci się rączki zmęczą, jak ostatnio! -zakpił Santa.
-Jedno słowo Shaker.-wyszeptał do niego, ale tak, że wszyscy słyszeli.- A ty czemu tu jesteś, znamy się?-zapytał mnie Patryk, po czym puścił Santa. Reszta czerwonych wyjęła papierosy i zaczęli je palić.
-Mam wam przekazać paczkę od Łysego.-powiedziałam stanowczo czekając na reakcję.
-Haha, zadajesz się z tym idiotą. Marnujesz sobie życie wiesz dziewczynko.-zaśmiał się.
-On nie jest idiotą, ale ty najwidoczniej tak.-przeleciałam po nim wzrokiem od dołu do góry. Jeden z czerwonych położył mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się, a on spojrzał się w inną stronę.
-Chyba się nie rozumiemy. Wiesz kim jestem?-zapytał.
-Wiem, jesteś Patryk. Jeśli uważasz, że potrafisz mnie przestraszysz, to czeka Cię rozczarowanie.-uśmiechnęłam się.
-Za dużo otwierasz swoją buźkę, pomogę Ci ją zamknąć.-odwzajemnił uśmiech, po czym uderzył mnie z pięści w twarz. Już nie raz dostałam tak od brata. Z przyzwyczajenia oddałam mu. Leciała mu krew z nosa. Odwrócił się w stronę swojej paczki i pokazał im jakiś znak. Santa automatycznie złapał mnie za rękę i ciągnął w stronę lasu. Zaczęliśmy biec, gdy podjechał czarny samochód. Otworzył drzwi i wepchnął mnie do niego. Z przodu jechało dwóch innych kolesi.
-Santa, co ty robisz?-zadrżał mi głos.
-Nie rób tak nigdy Laleczko. Uważaj, teraz nie możesz im się na oczy pokazać.-odpowiedział Santa.
-Hej kotku, jestem Maciek, a ten obok to Driver.-powiedział chłopak prowadzący ten samochód.
-Czeeść, jestem Ola jak coś.-zaczęłam bawić się włosami.
-Jesteśmy na miejscu.-powiedział Maciej.
Wysiedliśmy z samochodu, szłam za nimi nic nie mówiąc. Nie wiedziałam gdzie jestem. Weszliśmy do jakiegoś mieszkania. Było duże, czyste i luksusowe.
-Witamy w moim domu.-powiedział Maciek rozkładając ręce.
Teraz mogłam mu się lepiej przyjrzeć, był wysoki, trochę wyższy ode mnie, a ja nie mam normalnego wzrostu, bo prawie 1,80. Miał ciemne włosy, niebieskie oczy, na głowie czarną smerfetkę, na szyi słuchawki, białą bluzkę, szarą bluzę i jasne rurki. Obok niego stał jego kolega Driver, niski blondyn o niebieskich oczach.
-Dobra Driver, jedziesz ze mną. Maciek zaopiekuj się Lalą.-podszedł do mnie- A ty dziewczynko bądź grzeczna.-wyszeptał.
Zrobiłam wielkie oczy położyłam rękę na sercu na znak przysięgi.
-Obiecuję Santa.
Wyszli, zostałam sama z Maciejem.Weszłam do salonu i usiadłam na kanapie, chłopak usiadł obok mnie.
-I co Olcia, chyba sobie nazbierałaś u Czerwonych, a za co?-zapytał.
-No bo zaczęli wyzywać mi przyjaciela, to ja nie mogłam tego słuchać.
-Haha, rozumiem. Jednak dziewczyny są naiwne.-zaśmiał się, po czym dostał ode mnie z liścia.
-Ty głupi jesteś!
-Hej, hej, hej to tylko żart. Wiesz, że jesteście kochane.- obronił się.
-Noo kochane, ale naiwne, prawda?- spojrzałam na nogę, która zaczęła krwawić ponownie.
-Nie wcale tak nie myślę, a zresztą nie ważne. Toaleta jest na końcu korytarza, a apteczka w białej szafce.-uśmiechnął się.
Zabandażowałam sobie nogę, po czym wróciłam do niego na kanapę.
-Mieszkasz tutaj sam? Twój dom nie wygląda, żeby mieszkał tu ktoś jeszcze.-rozejrzałam się.
-Nie, rodzice wyjechali 3 lata temu, na wakacje podobno.-jego mina momentalnie zmieniła się na smutną.
-Przepraszam.
-Nie masz za co. Nie tęsknię za nimi, lepiej mi bez nich i tak prędzej czy później by się tak skończyło. Jestem adoptowany. Nie wiem co to za uczucie miłość i nie dowiem się.-Maciek.
-Ja mam podobnie, też nie czuję, że mam rodziców. Dają mi tylko szlabany jak mnie na czymś przyłapią, nie rozmawiają ze mną. Ja i mój brat możemy liczyć tylko na samych siebie.-spuściłam głowę w dół.
-Nie, jesteś dziewczyną, prędzej czy później będziesz szczęśliwa. Hmm.. Artur ma kolorowe życie, zazdroszczę mu.
-A kto to Artur?- zapytałam.
-Koleś który się tobą dzisiaj opiekował. Jeśli się nie mylę, to mówisz na niego Santa.
-Aaa.. tak, on ma na imię Artur?-podskoczyłam, a on się zaśmiał.
-Tak. Nie lubi swojego imienia, dlatego się nim nie przedstawia.
-Wiesz, chciałabym wrócić do domu, odwieziesz mnie?
-Nie możesz teraz nigdzie wychodzić. Poczekaj do jutra, a potem zobaczymy.-położył rękę na mojej.
-Coo? Do jutra? Nikt nie wie gdzie jestem, będą się o mnie martwić!
-To się naucz nie zadzierać z mafią. Niby twoi kochani rodzice mają się o Ciebie martwić, skoro jak mówisz, nie za bardzo ich obchodzisz?-zakpił.
-Mam jeszcze przyjaciół debilu.
-Nie nazywaj mnie debilem idiotko.
-Idź sobie, jesteś zły.
-Ha, ha, a ty niby dobra laleczko?
-Żadnych laleczek!-krzyknęłam.-Jesteś pusty, teraz wiem.
-A ty naiwna, jak każda.- wyszeptał do mnie.
-Zamknij się!-zaczęłam iść w stronę łazienki.
Nie miałam zamiaru spędzać tu sekundy więcej, w łazience było okno. Było nisko, więc wyskoczyłam przez nie na dwór. Zdecydowałam się jechać autostopem. Szłam w stronę ulicy. Było ciemno i zimno. Na około pełno bloków, ale żadnej żywej duszy. Zaczęłam podskakiwać i śpiewać, by poczuć się raźniej. Właśnie wykonywałam obrót, gdy ktoś złapał mnie w tali. Podskoczyłam.
-Cześć mała, nie skończyliśmy z tobą, a ty nam taki teatrzyk odstawiasz.- wyszeptał mi do ucha.
-P..patryk. Co masz na myśli?-przestraszyłam się.
-Dobra suko, do rzeczy. Nie dałaś im paczki, a ja ci zaufałem. Daj im to teraz.-usłyszałam głos Łysego.
-Yyym...Łysy, co ty tutaj robisz z nimi?-wskazałam palcem na pozostałych.
-To nie jest zabawa Aleksandro. Daj nam to, bo twój przyjaciel nie skończy najlepiej.-Patryk.
-No daj im to! Nie bądź głupia jak zawsze!-powiedział Łysy i dostał z pięści w twarz od Patryka.
-Niee! Olek, przecież byliśmy przyjaciółmi czemu nazywasz mnie głupią, czemu mnie tak traktujesz?-miałam łzy w oczach.
-Nie pierdol, bo będę musiał Ci pomóc dać tą cholerną paczkę!-Łysy.
-Noo... proszę! Zmuś mnie, w końcu nie jesteśmy przyjaciółmi, nie będzie tak łatwo jak kiedyś.- zbliżyłam się do niego. Reszta przyglądała nam się ze zdziwieniem.
-To ja zabiłem twoją siostrę. Podcięcie jej gardła było dla mnie wielką przyjemnością. Jeśli nie dasz im paczki, zrobię z tobą to samo kotku.-wyszeptał do mnie. Stałam przez chwilę jak słup.
-Dobra nie będziemy się z wami bawić, macie tą paczkę, czy nie?- powiedział Patryk wyciągając pistolet z kieszeni i kierując go w moją stronę.






4 komentarze:

  1. http://historijki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajne opowiadanie, a teraz chce rewanżyk http://historijki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż ciarki przechodzą. Masz talent :)

    OdpowiedzUsuń