Zostało 9 dni do wakacji. Kolejny dzień nudnie się zaczynający.
Budzik, śniadanie, droga do szkoły, ostatnia nauka przed wystawianiem ocen, podlizywanie się nauczycielom i... dzwonek kończący ostatnią lekcję.
Godzina 14, nie opłacało się iść do domu, mama nie pracuje więc jak spotkałaby mnie w domu to pewnie znowu zrobiłaby mi jakąś awanturę o wagary czy oceny. W takim razie poszłam pod liceum by poczekać na Patryka. Usiadłam na ławce przed szkołą, obok jakiegoś chłopaka.
-Chodzisz do tego liceum? - zapytał patrząc w dal.
-Nie jeszcze, jestem w gimnazjum. -spojrzałam na niego (brunet, brązowe oczy, dłuższe włosy, szczupły, wysoki) *całkiem ładny*-pomyślałam.
-Ładna jesteś, masz chłopaka?- ponownie zapytał, dalej nie patrząc się na mnie.
-Yyyyy?- zdziwiłam się.
-Haa , pewnie jest fajny, miły, słodki, ładny, idealny, bla bla bla...-wypowiedział to z taką ironią, że nie wiedziałam jak to odebrać.
W tym samym momencie zadzwonił dzwonek i tłum licealistów ruszył w stronę wyjścia ze szkoły.
Chciałam jeszcze raz spojrzeć na nieznajomego, ale już go nie było, jeszcze przez chwilę patrzyłam się na pustą ławkę.
Podszedł do mnie Patryk.
-To co laska...idziemy gdzieś ?-zapytał i uśmiechnął się.
-Chodźmy do mnie, pokaże Ci coś.-odwzajemniłam uśmiech.
Podążaliśmy w stronę mojego domu, gdy nagle zaczął padać deszcz. Było tak niesamowicie, słońce świeciło, a z nieba leciały krople wody. Moja mama nazywała to ,,Anielskim błogosławieństwem''.
Złapał mnie za rękę i zaczęliśmy biec. Patrzyłam się na Patryka, w tym świetle był piękny, idealny.
Nie była taki jak ja, dlaczego chciał się ze mną przyjaźnić?! Zadumana w tym jaki był Patryk...wpadłam na jakąś starszą kobietę.
-Ehhh, przepraszam.-powiedziałam.
-Gdzie się spieszysz młoda damo? Jest obok.-poszła dalej.
Spojrzałam się na Patryka zrobiłam zdziwioną minę, po chwili obydwojga zaczęliśmy się śmiać.
Deszcz dalej padał, ale to, że byliśmy cali mokli nie przeszkadzało nam, dla takich chwil chce się żyć.
-Wymarzone miejsce i pogoda na randkę.-zbliżył się do mnie.
Wiem, że to głupia sytuacja, taka romantyczna, ale w naszej przyjaźni nie było miejsca na romans, zawsze był, będzie i jest moim przyjacielem....tylko przyjacielem.
-Patryk, to dlaczego nie masz dziewczyny?-spytałam wiedząc, że mógłby mieć każdą.
-Bo czekam na jedyną.- odsunął się ode mnie i zaczął iść, przez chwilę stałam za nim myśląc nad jego ,,myśleniem''.
Doszliśmy do mojego domu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
-Martyna, ja wyjdę na chwile na dwór, zaraz wracam.-włożył rękę do kieszeni.
-Miałeś nie palić.-wyszeptałam i poszłam w stronę mojego pokoju.
Może nie obiecywał mi tak dosłownie, że nie będzie palić, ale rozmawialiśmy już o tym i miał się ogarnąć z paleniem. Wiem, że w jego wieku baaardzo dużo osób pali papierosy, chociażby dla fejmu, ale niech nie pali w moim otoczeniu, nienawidzę tego!
Weszłam do salonu, moja mama siedziała na kanapie i czytała coś, przyspieszyłam tempo.
-Martyna, musimy porozmawiać!- wstała i podeszła do mnie.-Czy ty kiedyś zrozumiesz, że chodzisz do szkoły po coś?! Czy ty kiedyś zmądrzejesz?! Dziewczyno, ty możesz nie zdać!-zaczęła krzyczeć.
-Hmmm... to o czym się dowiedziałaś? Coś nowego czy co?- uśmiechnęłam się chamsko. Wiem, że moja mama ma zbyt dobre serce by się ze mną tak kłócić, zaraz się opanuje i będzie mnie przepraszać, a ja mogę się z nią pobawić w prowokowanie do kłótni (tylko dla niej i dla ojca nie jestem zbytnio miła). Jestem obojętna w ich życiu, dbają tylko o to bym u nich mieszkała, uczyła się i żebyśmy robili wrażenie normalnej rodziny.
-Dlaczego mi nic nie wspomniałaś o wagarach?! Dlaczego teraz i to przez twojego wychowawcę się dowiaduję?!-kontynuowała.
-Robisz słodkie miny jak się złościsz.-powiedziałam cicho.
-Czy ty w ogóle nie myślisz?! Nie bądź szmatą i wyraź trochę skruchy!
-Mamo, czy ty przeklnęłaś?- zdziwiłam się.
-Widzę, że nie potrzebnie sobie gardło zdzieram. Dlaczego wracałaś zawsze tak jak kończysz lekcje, a wychodziłaś wieczorami? Czy mam podejrzewać, że jesteś dziwką?!-nie wierzyłam własnym uszom.
-Spierdalaj, myślałam, że jesteś moją matką!- na serio przestałam wierzyć, że to ona.
-A ja, że ty moją córką.- spoliczkowała mnie.
Jeszcze przez chwilę udało mi się udawać twardą, zdążyłam dobiec do pokoju.
Wybuchłam płaczem. Jeszcze nigdy mnie tak nie zdołowała, nikt jeszcze mnie tak nie obraził.
Policzki mnie paliły od uderzenia, łzy skapywały jedna po drugiej na podłogę. Było mi tak źle, że nie mogłam złapać oddechu. Niby nic się nie stało, PRZECIEŻ TYLKO MOJA WŁASNA MATKA SIĘ MNIE WYRZEKŁA. Nie wiem co ona miała na myśli, ale ja tak to odebrałam.
Gdy się trochę uspokoiłam, usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu.
-Martyna nigdzie nie idzie! Już nigdy nigdzie z Tobą nie pójdzie. Nawet nie chce Cię znać.-usłyszałam głos matki.
-Nie, będzie pani o takich rzeczach decydować.-powiedział stanowczo Patryk.
-Wyjdź!- krzyknęła.
-Wiesz co... odczep się ode mnie i od Martyny! Ty nigdy nie dowiedziałaś i nie dowiesz się co to przyjaźń! Nie wiem co jest z Tobą nie tak, ale powinnaś się zmienić i zainteresować swoim dzieckiem!-wygarnął jej.
Pierwszy raz usłyszałam takie słowa z ust Patryka. Zawsze miał szacunek do starszych, a szczególnie do moich rodziców. Wcześniej nie ośmieliłby się czegoś takiego zrobić, nawet jeśli widział jak się wobec mnie zachowywali. Więc co się z nim dzieje?
Patryk energicznie otworzył drzwi do mojego jasnozielonego pokoju.
-Martyna wszystko okej?- spytał się wrażliwie.
-Eh...nie wiem sama, nie wytrzymam z nimi.-wytarłam ostatnią łzę z policzka.
-To...nocuj dzisiaj u mnie.- przytulił mnie.
-Jak to? Twoi rodzice mi nie pozwolą, wiesz jak było.
-Nie ma ich dzisiaj wyjechali na jakąś delegacje, wrócą po jutrze.-powiedział.
-Jesteś najlepszym przyjacielem z najlepszych.- pocałowałam go w policzek i wzięłam się za pakowanie rzeczy.
czwartek, 12 września 2013
piątek, 3 maja 2013
Rozdział 4 (STARA WERSJA BLOGA)
Lufa pistoletu była tuż przed moją twarzą. Bardziej niż strach czułam złość. Nie zostawię tego tak, pomszczę moją siostrę. To była moja jedyna nadzieja, a on ją zabił. Poświęciłam 2 lata by nauczyć się sama żyć. Zawsze mogłam pójść do niej i się wygadać. Ta nadzieja powróciła, gdy pojawił się Łysy, to on był dla mnie oparciem po jej śmierci. Mój najlepszy przyjaciel...zabił moją siostrę.
Czułam, że zaraz wybuchnę. Śmierć przed moimi oczami, czułam jak się zbliża. Miałam wybór: niech mnie zabiją, przynajmniej dołączę do mojej siostry, a nie zostanę na tym cholernym świecie lub jednak wybuchnąć złością, ale przynajmniej przeżyję. Daria nie chciałaby bym zginęła, zrobiłaby wszystko by mnie ochronić.
-Zrobiłeś to Łysy, nienawidzę Cię!-krzyknęłam i wyrwałam pistolet z ręki Patryka.
Reszta czerwonych wyjęła swoją broń i czekała na reakcję Patryka.
-Co ty robisz? Zabiję Cię jednym ruchem, nie wiesz co potrafię.- Patryk.
-Nie pierdol się z nią, zrób co słuszne, wiesz co jest w przesyłce i ile jest warte.-Łysy.
-Chcesz żebym zabił twoją przyjaciółkę?-zaśmiał się Patryk.
-Ona nie jest moją przyjaciółką!-Łysy.
-Zaraz zrobię to samo z tobą.-Patryk.
-To ona ma paczkę nie ja, a słyszałem, że komuś coś obiecałeś.-zbliżyli się do siebie.
-Daj tą paczkę Ola, a damy Ci spokój, a w szczególności ja.- powiedział Łysy patrząc się na mnie zdradliwie.
-Po tym wszystkim ty...tylko. Spieprzaj z mojego życia!-miałam już uciec, ale ktoś złapał mnie za rękę.
-Co ty robisz?! -krzyknęłam piskliwie.
-Nigdzie nie idziesz.-powiedział, a reszta czerwonych skierowała pistolety w moją stronę.
-Wy mi kurwa nie mówcie co mam robić!-warknęłam i zaczęłam się im wyrywać.
By sobie pomóc uderzyłam jednego w twarz, a drugiego postrzeliłam w ramię zaraz po tym jak wyrwałam mu pistolet. Zaczęli do mnie strzelać, ale szczęśliwym trafem nie postrzelili mnie.
Uciekałam, a oni mnie nawet nie gonili.
Dobiegłam do jakiegoś przystanku autobusowego, nie jeżdżą w nocy, więc usiadłam na ławce i zasnęłam.
Obudziłam się, a obok mnie stał Maciek.
-Hej, siedzisz tu odkąd ode mnie uciekłaś?-powiedział
-Nawet jeśli. Wiesz jakie tu autobusy jeżdżą?-przygryzłam wargę.
-Podwiozę Cię. Chodź za mną. Co do wczoraj to...
-Nie, nie ważne, pospieszmy się.-przerwałam mu.
Doszliśmy do jego samochodu i wsiedliśmy. Odpalił silnik, a ja powiedziałam mu gdzie ma jechać.
-Wszystko dobrze? Nie wyglądasz normalnie, czy to przeze mnie?-zapytał.
-Nie Maciek, nie przez Ciebie.-odpowiedziałam.
-Więc, dlaczego? Przez kogo? Bo naprawdę nie wyglądasz...-przyłożyłam mu palec do ust by go uciszyć.
-Po prostu nic nie mów.-wyszeptałam.
W ciszy dojechaliśmy do mojego domu.
-Jakbyś potrzebowała pomocy to dzwoń.-dał mi karteczkę z numerem jego telefonu.
-Dziękuję. Do zobaczenia.-ostatni raz spojrzałam mu w oczy, widać było, że czekał na lepsze pożegnanie, ale nie byłam w stanie to zrobić.
Weszłam do domu. Przy stole siedziała moja rodzina.
-Cześć wszystkim.-przywitałam się bez zainteresowania.
-Hej.-odpowiedział mi tylko brat Paweł.
Usiadłam obok nich, wzięłam miskę z jedzeniem i zaczęłam jeść.
-Nie spytacie mnie gdzie byłam?-zaczęłam.
-No to...gdzie byłaś?-powiedziała mama czytając gazetę.
-Dobra, nieważne.-wróciłam do jedzenia.
-Ola, Weronika się o Ciebie pytała.-powiedział Paweł wychodząc z pokoju.
-Mamo, jak Ci idzie w pracy? Jak żyjesz? Masz jakieś plany na dzisiaj?-obsypałam ją pytaniami.
Zawsze jak się ją o coś pytam zwykle nie dostaję odpowiedzi. Dla niej mogłabym nie istnieć. Kocham ją bo to moja mama, ale mogłaby chociaż raz zwrócić na mnie uwagę. Zawsze daje jej pełno okazji, ale żadnej nie wykorzystuje. Może nie jestem idealna, ale potrafię kochać i myślę, że zasługuję na to by ktoś mnie pokochał. Gdy żyła Daria to ona była moją najlepszą przyjaciółką, najukochańszą mamą i wszystkim co miałam.
-Przepraszam Aleksandro, ale my z ojcem musimy już wyjść.-nie odpowiedziała mi tylko zmieniła temat.
-Co? My gdzieś idziemy Katarzyno? Gdzie?-odezwał się tata.
-Pospiesz się, bo się spóźnimy.-spojrzała na niego wyzywająco.
Zwykle tak jest. Czy ja nigdy nic się o nich nie dowiem?!Zawsze tylko uciekają.
Ale co tam, dam im jeszcze jedną szansę.
-Tato, mam problem, pomożesz mi?-spojrzałam na niego błagająco.
-Ola! Nie wymyślaj.-wstał z krzesła.
-Tato, ja naprawdę, potrzebuję Cię!-łza spłynęła mi po policzku.
-Przyjdziemy przed piątą.-zaczął zakładać płaszcz.
-Nie, tatoo! Nie zostawiaj mnie, boję się.-ledwo wstrzymywałam się przed płaczem.
On nawet się na mnie nie spojrzał.
-Papa.-otworzył drzwi i wyszli.
-Błagam.-wyszeptałam zjeżdżając na podłogę opierając się o ścianę.
Zaczęłam płakać. Bezsensownie wypowiadałam słowo ,,błagam''.
Wstałam i pobiegłam do swojego pokoju, a następnie rzuciłam się na łóżko.
Próbowałam poukładać w sobie wszystkie myśli, to co się niedawno wydarzyło.
Nie dałam rady, wybuchłam płaczem. Wbiłam ręce w kołdrę, przegryzłam wargę, aż do krwi.
Nie potrafię dłużej, nie kontroluję tego wszystkiego. Wzięłam żyletkę myśląc o zabiciu się. Trzęsąc się trzymałam ją przy nadgarstku. Potrzebuję Cię Daria, naprawdę potrzebuję. Niepewnie wbiłam sobie ją w rękę. Nie zdążyłam dokończyć, zadzwonił mój telefon.
wtorek, 30 kwietnia 2013
Rozdział 3 (STARA WERSJA BLOGA)
Czerwonych było pięciu, ubrani byli podobnie. Wysocy i umięśnieni. Mieli miny jakby mieli kogoś zabić. Zbliżali się do nas, ale nawet na nas nie spojrzeli. Wiedziałam, że to co robię jest niebezpieczne, ale nie bałam się, możliwe że to Santa miał na mnie taki wpływ.
-Załatw swoją sprawę z nimi pierwsza, ja poczekam.-powiedział Santa.
-Dobrze, to nie zajmie długo.- odpowiedziałam, po czym wyjęłam paczkę, którą dostałam od Łysego.
Grupa czerwonych spojrzała na mnie, potem na Santa, następnie podeszła do niego.Jeden z nich złapał go za skórzaną kurtkę.
-Co ty tu robisz Shaker?- powiedział z zaciśniętymi zębami.
-Zostaw mnie Patryk, bo ci się rączki zmęczą, jak ostatnio! -zakpił Santa.
-Jedno słowo Shaker.-wyszeptał do niego, ale tak, że wszyscy słyszeli.- A ty czemu tu jesteś, znamy się?-zapytał mnie Patryk, po czym puścił Santa. Reszta czerwonych wyjęła papierosy i zaczęli je palić.
-Mam wam przekazać paczkę od Łysego.-powiedziałam stanowczo czekając na reakcję.
-Haha, zadajesz się z tym idiotą. Marnujesz sobie życie wiesz dziewczynko.-zaśmiał się.
-On nie jest idiotą, ale ty najwidoczniej tak.-przeleciałam po nim wzrokiem od dołu do góry. Jeden z czerwonych położył mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się, a on spojrzał się w inną stronę.
-Chyba się nie rozumiemy. Wiesz kim jestem?-zapytał.
-Wiem, jesteś Patryk. Jeśli uważasz, że potrafisz mnie przestraszysz, to czeka Cię rozczarowanie.-uśmiechnęłam się.
-Za dużo otwierasz swoją buźkę, pomogę Ci ją zamknąć.-odwzajemnił uśmiech, po czym uderzył mnie z pięści w twarz. Już nie raz dostałam tak od brata. Z przyzwyczajenia oddałam mu. Leciała mu krew z nosa. Odwrócił się w stronę swojej paczki i pokazał im jakiś znak. Santa automatycznie złapał mnie za rękę i ciągnął w stronę lasu. Zaczęliśmy biec, gdy podjechał czarny samochód. Otworzył drzwi i wepchnął mnie do niego. Z przodu jechało dwóch innych kolesi.
-Santa, co ty robisz?-zadrżał mi głos.
-Nie rób tak nigdy Laleczko. Uważaj, teraz nie możesz im się na oczy pokazać.-odpowiedział Santa.
-Hej kotku, jestem Maciek, a ten obok to Driver.-powiedział chłopak prowadzący ten samochód.
-Czeeść, jestem Ola jak coś.-zaczęłam bawić się włosami.
-Jesteśmy na miejscu.-powiedział Maciej.
Wysiedliśmy z samochodu, szłam za nimi nic nie mówiąc. Nie wiedziałam gdzie jestem. Weszliśmy do jakiegoś mieszkania. Było duże, czyste i luksusowe.
-Witamy w moim domu.-powiedział Maciek rozkładając ręce.
Teraz mogłam mu się lepiej przyjrzeć, był wysoki, trochę wyższy ode mnie, a ja nie mam normalnego wzrostu, bo prawie 1,80. Miał ciemne włosy, niebieskie oczy, na głowie czarną smerfetkę, na szyi słuchawki, białą bluzkę, szarą bluzę i jasne rurki. Obok niego stał jego kolega Driver, niski blondyn o niebieskich oczach.
-Dobra Driver, jedziesz ze mną. Maciek zaopiekuj się Lalą.-podszedł do mnie- A ty dziewczynko bądź grzeczna.-wyszeptał.
Zrobiłam wielkie oczy położyłam rękę na sercu na znak przysięgi.
-Obiecuję Santa.
Wyszli, zostałam sama z Maciejem.Weszłam do salonu i usiadłam na kanapie, chłopak usiadł obok mnie.
-I co Olcia, chyba sobie nazbierałaś u Czerwonych, a za co?-zapytał.
-No bo zaczęli wyzywać mi przyjaciela, to ja nie mogłam tego słuchać.
-Haha, rozumiem. Jednak dziewczyny są naiwne.-zaśmiał się, po czym dostał ode mnie z liścia.
-Ty głupi jesteś!
-Hej, hej, hej to tylko żart. Wiesz, że jesteście kochane.- obronił się.
-Noo kochane, ale naiwne, prawda?- spojrzałam na nogę, która zaczęła krwawić ponownie.
-Nie wcale tak nie myślę, a zresztą nie ważne. Toaleta jest na końcu korytarza, a apteczka w białej szafce.-uśmiechnął się.
Zabandażowałam sobie nogę, po czym wróciłam do niego na kanapę.
-Mieszkasz tutaj sam? Twój dom nie wygląda, żeby mieszkał tu ktoś jeszcze.-rozejrzałam się.
-Nie, rodzice wyjechali 3 lata temu, na wakacje podobno.-jego mina momentalnie zmieniła się na smutną.
-Przepraszam.
-Nie masz za co. Nie tęsknię za nimi, lepiej mi bez nich i tak prędzej czy później by się tak skończyło. Jestem adoptowany. Nie wiem co to za uczucie miłość i nie dowiem się.-Maciek.
-Ja mam podobnie, też nie czuję, że mam rodziców. Dają mi tylko szlabany jak mnie na czymś przyłapią, nie rozmawiają ze mną. Ja i mój brat możemy liczyć tylko na samych siebie.-spuściłam głowę w dół.
-Nie, jesteś dziewczyną, prędzej czy później będziesz szczęśliwa. Hmm.. Artur ma kolorowe życie, zazdroszczę mu.
-A kto to Artur?- zapytałam.
-Koleś który się tobą dzisiaj opiekował. Jeśli się nie mylę, to mówisz na niego Santa.
-Aaa.. tak, on ma na imię Artur?-podskoczyłam, a on się zaśmiał.
-Tak. Nie lubi swojego imienia, dlatego się nim nie przedstawia.
-Wiesz, chciałabym wrócić do domu, odwieziesz mnie?
-Nie możesz teraz nigdzie wychodzić. Poczekaj do jutra, a potem zobaczymy.-położył rękę na mojej.
-Coo? Do jutra? Nikt nie wie gdzie jestem, będą się o mnie martwić!
-To się naucz nie zadzierać z mafią. Niby twoi kochani rodzice mają się o Ciebie martwić, skoro jak mówisz, nie za bardzo ich obchodzisz?-zakpił.
-Mam jeszcze przyjaciół debilu.
-Nie nazywaj mnie debilem idiotko.
-Idź sobie, jesteś zły.
-Ha, ha, a ty niby dobra laleczko?
-Żadnych laleczek!-krzyknęłam.-Jesteś pusty, teraz wiem.
-A ty naiwna, jak każda.- wyszeptał do mnie.
-Zamknij się!-zaczęłam iść w stronę łazienki.
Nie miałam zamiaru spędzać tu sekundy więcej, w łazience było okno. Było nisko, więc wyskoczyłam przez nie na dwór. Zdecydowałam się jechać autostopem. Szłam w stronę ulicy. Było ciemno i zimno. Na około pełno bloków, ale żadnej żywej duszy. Zaczęłam podskakiwać i śpiewać, by poczuć się raźniej. Właśnie wykonywałam obrót, gdy ktoś złapał mnie w tali. Podskoczyłam.
-Cześć mała, nie skończyliśmy z tobą, a ty nam taki teatrzyk odstawiasz.- wyszeptał mi do ucha.
-P..patryk. Co masz na myśli?-przestraszyłam się.
-Dobra suko, do rzeczy. Nie dałaś im paczki, a ja ci zaufałem. Daj im to teraz.-usłyszałam głos Łysego.
-Yyym...Łysy, co ty tutaj robisz z nimi?-wskazałam palcem na pozostałych.
-To nie jest zabawa Aleksandro. Daj nam to, bo twój przyjaciel nie skończy najlepiej.-Patryk.
-No daj im to! Nie bądź głupia jak zawsze!-powiedział Łysy i dostał z pięści w twarz od Patryka.
-Niee! Olek, przecież byliśmy przyjaciółmi czemu nazywasz mnie głupią, czemu mnie tak traktujesz?-miałam łzy w oczach.
-Nie pierdol, bo będę musiał Ci pomóc dać tą cholerną paczkę!-Łysy.
-Noo... proszę! Zmuś mnie, w końcu nie jesteśmy przyjaciółmi, nie będzie tak łatwo jak kiedyś.- zbliżyłam się do niego. Reszta przyglądała nam się ze zdziwieniem.
-To ja zabiłem twoją siostrę. Podcięcie jej gardła było dla mnie wielką przyjemnością. Jeśli nie dasz im paczki, zrobię z tobą to samo kotku.-wyszeptał do mnie. Stałam przez chwilę jak słup.
-Dobra nie będziemy się z wami bawić, macie tą paczkę, czy nie?- powiedział Patryk wyciągając pistolet z kieszeni i kierując go w moją stronę.
-Co ty tu robisz Shaker?- powiedział z zaciśniętymi zębami.
-Zostaw mnie Patryk, bo ci się rączki zmęczą, jak ostatnio! -zakpił Santa.
-Jedno słowo Shaker.-wyszeptał do niego, ale tak, że wszyscy słyszeli.- A ty czemu tu jesteś, znamy się?-zapytał mnie Patryk, po czym puścił Santa. Reszta czerwonych wyjęła papierosy i zaczęli je palić.
-Mam wam przekazać paczkę od Łysego.-powiedziałam stanowczo czekając na reakcję.
-Haha, zadajesz się z tym idiotą. Marnujesz sobie życie wiesz dziewczynko.-zaśmiał się.
-On nie jest idiotą, ale ty najwidoczniej tak.-przeleciałam po nim wzrokiem od dołu do góry. Jeden z czerwonych położył mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się, a on spojrzał się w inną stronę.
-Chyba się nie rozumiemy. Wiesz kim jestem?-zapytał.
-Wiem, jesteś Patryk. Jeśli uważasz, że potrafisz mnie przestraszysz, to czeka Cię rozczarowanie.-uśmiechnęłam się.
-Za dużo otwierasz swoją buźkę, pomogę Ci ją zamknąć.-odwzajemnił uśmiech, po czym uderzył mnie z pięści w twarz. Już nie raz dostałam tak od brata. Z przyzwyczajenia oddałam mu. Leciała mu krew z nosa. Odwrócił się w stronę swojej paczki i pokazał im jakiś znak. Santa automatycznie złapał mnie za rękę i ciągnął w stronę lasu. Zaczęliśmy biec, gdy podjechał czarny samochód. Otworzył drzwi i wepchnął mnie do niego. Z przodu jechało dwóch innych kolesi.
-Santa, co ty robisz?-zadrżał mi głos.
-Nie rób tak nigdy Laleczko. Uważaj, teraz nie możesz im się na oczy pokazać.-odpowiedział Santa.
-Hej kotku, jestem Maciek, a ten obok to Driver.-powiedział chłopak prowadzący ten samochód.
-Czeeść, jestem Ola jak coś.-zaczęłam bawić się włosami.
-Jesteśmy na miejscu.-powiedział Maciej.
Wysiedliśmy z samochodu, szłam za nimi nic nie mówiąc. Nie wiedziałam gdzie jestem. Weszliśmy do jakiegoś mieszkania. Było duże, czyste i luksusowe.
-Witamy w moim domu.-powiedział Maciek rozkładając ręce.
Teraz mogłam mu się lepiej przyjrzeć, był wysoki, trochę wyższy ode mnie, a ja nie mam normalnego wzrostu, bo prawie 1,80. Miał ciemne włosy, niebieskie oczy, na głowie czarną smerfetkę, na szyi słuchawki, białą bluzkę, szarą bluzę i jasne rurki. Obok niego stał jego kolega Driver, niski blondyn o niebieskich oczach.
-Dobra Driver, jedziesz ze mną. Maciek zaopiekuj się Lalą.-podszedł do mnie- A ty dziewczynko bądź grzeczna.-wyszeptał.
Zrobiłam wielkie oczy położyłam rękę na sercu na znak przysięgi.
-Obiecuję Santa.
Wyszli, zostałam sama z Maciejem.Weszłam do salonu i usiadłam na kanapie, chłopak usiadł obok mnie.
-I co Olcia, chyba sobie nazbierałaś u Czerwonych, a za co?-zapytał.
-No bo zaczęli wyzywać mi przyjaciela, to ja nie mogłam tego słuchać.
-Haha, rozumiem. Jednak dziewczyny są naiwne.-zaśmiał się, po czym dostał ode mnie z liścia.
-Ty głupi jesteś!
-Hej, hej, hej to tylko żart. Wiesz, że jesteście kochane.- obronił się.
-Noo kochane, ale naiwne, prawda?- spojrzałam na nogę, która zaczęła krwawić ponownie.
-Nie wcale tak nie myślę, a zresztą nie ważne. Toaleta jest na końcu korytarza, a apteczka w białej szafce.-uśmiechnął się.
Zabandażowałam sobie nogę, po czym wróciłam do niego na kanapę.
-Mieszkasz tutaj sam? Twój dom nie wygląda, żeby mieszkał tu ktoś jeszcze.-rozejrzałam się.
-Nie, rodzice wyjechali 3 lata temu, na wakacje podobno.-jego mina momentalnie zmieniła się na smutną.
-Przepraszam.
-Nie masz za co. Nie tęsknię za nimi, lepiej mi bez nich i tak prędzej czy później by się tak skończyło. Jestem adoptowany. Nie wiem co to za uczucie miłość i nie dowiem się.-Maciek.
-Ja mam podobnie, też nie czuję, że mam rodziców. Dają mi tylko szlabany jak mnie na czymś przyłapią, nie rozmawiają ze mną. Ja i mój brat możemy liczyć tylko na samych siebie.-spuściłam głowę w dół.
-Nie, jesteś dziewczyną, prędzej czy później będziesz szczęśliwa. Hmm.. Artur ma kolorowe życie, zazdroszczę mu.
-A kto to Artur?- zapytałam.
-Koleś który się tobą dzisiaj opiekował. Jeśli się nie mylę, to mówisz na niego Santa.
-Aaa.. tak, on ma na imię Artur?-podskoczyłam, a on się zaśmiał.
-Tak. Nie lubi swojego imienia, dlatego się nim nie przedstawia.
-Wiesz, chciałabym wrócić do domu, odwieziesz mnie?
-Nie możesz teraz nigdzie wychodzić. Poczekaj do jutra, a potem zobaczymy.-położył rękę na mojej.
-Coo? Do jutra? Nikt nie wie gdzie jestem, będą się o mnie martwić!
-To się naucz nie zadzierać z mafią. Niby twoi kochani rodzice mają się o Ciebie martwić, skoro jak mówisz, nie za bardzo ich obchodzisz?-zakpił.
-Mam jeszcze przyjaciół debilu.
-Nie nazywaj mnie debilem idiotko.
-Idź sobie, jesteś zły.
-Ha, ha, a ty niby dobra laleczko?
-Żadnych laleczek!-krzyknęłam.-Jesteś pusty, teraz wiem.
-A ty naiwna, jak każda.- wyszeptał do mnie.
-Zamknij się!-zaczęłam iść w stronę łazienki.
Nie miałam zamiaru spędzać tu sekundy więcej, w łazience było okno. Było nisko, więc wyskoczyłam przez nie na dwór. Zdecydowałam się jechać autostopem. Szłam w stronę ulicy. Było ciemno i zimno. Na około pełno bloków, ale żadnej żywej duszy. Zaczęłam podskakiwać i śpiewać, by poczuć się raźniej. Właśnie wykonywałam obrót, gdy ktoś złapał mnie w tali. Podskoczyłam.
-Cześć mała, nie skończyliśmy z tobą, a ty nam taki teatrzyk odstawiasz.- wyszeptał mi do ucha.
-P..patryk. Co masz na myśli?-przestraszyłam się.
-Dobra suko, do rzeczy. Nie dałaś im paczki, a ja ci zaufałem. Daj im to teraz.-usłyszałam głos Łysego.
-Yyym...Łysy, co ty tutaj robisz z nimi?-wskazałam palcem na pozostałych.
-To nie jest zabawa Aleksandro. Daj nam to, bo twój przyjaciel nie skończy najlepiej.-Patryk.
-No daj im to! Nie bądź głupia jak zawsze!-powiedział Łysy i dostał z pięści w twarz od Patryka.
-Niee! Olek, przecież byliśmy przyjaciółmi czemu nazywasz mnie głupią, czemu mnie tak traktujesz?-miałam łzy w oczach.
-Nie pierdol, bo będę musiał Ci pomóc dać tą cholerną paczkę!-Łysy.
-Noo... proszę! Zmuś mnie, w końcu nie jesteśmy przyjaciółmi, nie będzie tak łatwo jak kiedyś.- zbliżyłam się do niego. Reszta przyglądała nam się ze zdziwieniem.
-To ja zabiłem twoją siostrę. Podcięcie jej gardła było dla mnie wielką przyjemnością. Jeśli nie dasz im paczki, zrobię z tobą to samo kotku.-wyszeptał do mnie. Stałam przez chwilę jak słup.
-Dobra nie będziemy się z wami bawić, macie tą paczkę, czy nie?- powiedział Patryk wyciągając pistolet z kieszeni i kierując go w moją stronę.
poniedziałek, 22 kwietnia 2013
Rozdział 2 (STARA WERSJA BLOGA)
Weszłam do salonu. Na kanapie siedziała Iza i inna młodzież.
-Hej Ola, gramy w butelkę, dołącz do nas.- uśmiechnęła się do mnie Iza
-Okej, ale tylko na chwilkę. - odparłam myśląc o prośbie Łysego.
Iza zakręciła butelką, wypadło na Gosię. Nie znam jej, wiem tylko, że nazywa się Małgorzata. Nigdy nic o niej nie słyszałam, a jak się kogoś o nią pytałam, nie dostawałam odpowiedzi.Musiała teraz zrobić zadanie wyznaczone przez Izę.
-Yyym... Gosiu, dla Ciebie zadaniem będzie pocałować może... Alfonsa. - powiedziała po czym wskazała na chłopaka.
-Niee! - krzyknęła z obrzydzeniem na twarzy.
-Tak, chyba, że wolisz zadanie zastępcze, ale wiem, że nie chcesz tych tortur. - Iza.
-Nie mogę tego zrobić, nie mogę go pocałować.- odpowiedziała prawie płacząc.
-Nie pierdol Gosia, co się z tobą dzieje?! Pocałuj go i po sprawie. - Iza się zdenerwowała.
-Nie, nie potrafię!- krzyknęła Gosia.
-Zrób to! Zrób to! Zrób to! -zgranie mówił tłum nastolatków.
-Nie! Nienawidzę chłopaków, obrzydzają mnie. Nie rozumiecie mnie. Odkryłam dlaczego i wiem kim jestem. Jestem lesbijką. - wybuchła Gosia, po czym wybiegła z pokoju.
Nastała cisza, próbowaliśmy ogarnąć co właśnie powiedziała. Pomimo to dalej chcieliśmy dobrze bawić się na tej imprezie. Wróciliśmy do gry. Iza zakręciła butelką, a ona wybrała mnie.
Nie lubię być ofiarą, wolę patrzeć!
-Too tak, Ola, wypij ,,Eliksir Sofoklesa'' - dała mi małą buteleczkę z niebieskim płynem.
-Nie rób jej tego.- powiedział nieznajomy.
-Nic jej nie będzie, Aleksandra to silna kobieta, a zresztą, to uproszczona wersja. - wytłumaczyła wymachując rękami.
-Dobrze, wypiję to. Jak impreza to impreza.- zamknęłam oczy i wypiłam to na raz.
To było gorzkie fuuu... Zakręciło mi się w głowie, wstałam. Obraz moich oczu zaczął wirować i zamazywać się. Nie wiedziałam co się dzieje. Po chwili zaczął się straszny szum.
-Ola, Ola! Wszystko dobrze?!- ledwo słyszałam co mówią do mnie inni.
Szłam, nie wiadomo gdzie. Żadna część ciała nie była mi posłuszna. Było tak, jakby mój umysł był zamknięty w innym ciele.Przed moimi oczami pojawiła się biała postać. Następnie dodał się kontrast i zobaczyłam dokładnie tą osobę. To była Daria, moja siostra, moja martwa siostra. Po paru sekundach wszystko się wyłączyło, jakby ktoś mnie zresetował. Zasnęłam lub zemdlałam.
Obudziłam się w piwnicy. Tak właśnie w jakiejś piwnicy. Próbowałam stąd wyjść, ale wszystkie drzwi były zamknięte. W czasie gdy tak biegałam szukając wyjścia, przypomniały mi się poprzednie zdarzenia. Impreza, butelka, Gosia lesbijka, tajemniczy płyn, halucynacje i... moja siostra.
Miała na imię Daria. Gdyby żyła , miałaby 19 lat. Ktoś podciął jej gardło, a tego gówniarza co jej to zrobił jeszcze nie znaleziono. To było 2 lata temu, a pamiętam ten dzień jak dzisiaj.
Teraz jestem w piwnicy, z tego co pamiętam w mojej historyjce ,,Impreza, butelka...'' nie było wejścia, albo coś związanego z piwnicą. Okno, tak, tam jest okno! Wzięłam coś metalowego i wybiłam szybę. Już zaczęłam przez nie wychodzić, gdy ostre szkło rozcięło mi skórę. Jęknęłam patrząc na to, ale szłam dalej. Chciałam tylko, żeby ten dzień skończył się jak najszybciej. By nie tracić czasu, nie obejrzałam rany, a ona mnie zbytnio nie bolała. Udało mi się wydostać i byłam w ogródku Kamy. W trakcie gdy szłam w kierunku ulicy, spotkałam Weronikę.
-Ola! Ola!
-Co chcesz Weronika?
-Kim ty w ogóle jesteś? - zapytała
-O co ci chodzi?! Dzisiaj mam już dosyć problemów.
-Widziałam ten filmik. Nie wygląda to na fotomontaż. - udawała, że ma poważną minę
-Co? Grzebałaś w moich rzeczach! To nie jest śmieszne Weronika.- krzyknęłam
Mówiła o filmiku z Tupolewa. Byłam, leciałam, przeżyłam lot Tupolewem. Miałam przy sobie ten aparat, więc gdy w samolocie mówili, że coś jest nie w porządku, wyjęłam go i zaczęłam kręcić. Lecieliśmy, samolot zaczął szybko zlatywać na dół. Coś dziwnego zaczęło pikać, znałam ten odgłos, w końcu ogląda się filmy. Wyczułam, że tam była bomba, która zaczęła odliczać. Nie zareagowałam, bo nie byłam pewna. Wszystko potoczyło się w taki sposób: uderzenie w drzewo, upadek na Ziemię i wybuch bomby. Jak samolot rozbił się o Ziemię, nikomu się nic nie stało, zdążyłam wyjść z samolotu, a następnie wybuchła bomba, która zabiła resztę ludzi. Wiem że to dziwne i powinnam to zgłosić policji, ale to nie takie łatwe. Wtedy tego nie zrobiłam, bo byłam w szoku, a teraz mi nie uwierzą, bo pomyślą, że to fotomontaż.
-Ola, a czy ja się śmieje?! Masz to z internetu, czy skąd ? - zapytała
-Nie no, a niby jakbym miała to wgrać na tego grata.
-Uwierz, te filmiki z netu to nawet na łopatę wgrasz ja się postarasz.- uznała to za śmieszne i zachichotała.
- Nie Wera, byłam tam, przeżyłam to i mam z tym problem. Proszę, nie niszcz mi życia i nie mów o tym nikomu. - spojrzałam na nią niewinnie.
-Okej, przecież nie jestem głupia, a zresztą jestem twoją przyjaciółką. Jesteś, byłaś i będziesz dziwna prawda?- uśmiechnęła się po czym zaczęła odchodzić.
-Wiem. Dziękuję. - odpowiedziałam
Zdecydowanie powinnam usunąć albo przynajmniej zataić ten filmik, ale tak Olcia przecież musi być ofiarą losu. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, jeśli chodzi o taką sytuację.
Zobaczyłam czerwone auto, to te, gdzie miałam zanieść przesyłkę. Stanęłam obok, w środku nikogo nie było. Postanowiłam czekać. Po około dziesięciu minutach podszedł do mnie nieznajomy.
Był ubrany w czarne rurki, ciemno szarą koszulę i skórzaną kurtkę. Włosy dłuższe i rozwiane, oczy ciemne. Ręce w kieszeniach. Ideał.
-Co tutaj robisz? - zapytał
-Ja... nic, czekam na kogoś.-zaczęłam zastanawiać się co zrobić, by dobrze wypaść.
-Jeśli czekasz na czerwonych to radzę spieprzać i dalej bawić się na imprezie.- zaproponował
-Chyba żartujesz. Mam do załatwienia z nimi sprawę.- odgarnęłam włosy z twarzy.
-Rób jak chcesz. Widzisz, ja też mam z nimi do pogadania. Jak się bawisz na imprezie?- zapytał opierając się o samochód.
-Tak jak ty, czyli widać, że dobrze.- odparłam.
-Przyszłaś tu z chłopakiem?- dziwnie się uśmiechnął, a ja zastanawiałam się czy to podryw.
-Nie, a ty?
-Sorry chyba się nie rozumiemy, nie jestem gejem.- zaśmiał się.
-Wiesz...a myślałam. To może z dziewczyną?- zakpiłam.
-Tak, ale nie ważne. Czy ty się już widziałaś z czerwonymi?- rozejrzał się po okolicy, następnie spojrzał na mnie.
-Niee, czemu pytasz?
-Bo krwawisz.
Spojrzałam się na rozciętą nogę i rzeczywiście krwawiłam.
-Och, kurde. Nie to nie przez nich. Co to za pomysł, że niby oni mieli by mi to zrobić?- zapytałam
-Raczej za nic nie nazywali by się czerwoni za nic. Krew jest czerwona, oni lubią krew.- przybliżył się do mnie i próbował mnie nastraszyć, po czym się zaśmiał.
-Ha...ha. To nie jest śmieszne, ja muszę się z nimi spotkać.- spojrzałam mu w oczy.
Podobał mi się, strasznie mi się podobał.
-Jak masz na imię?- zapytałam z ciekawością
-Santa, mów na mnie Santa.- odpowiedział.
-Ja mam na imię Ola.- podałam rękę.
-Witam laleczko.- również podał rękę i uśmiechnął się.
-Laleczko?!
-Tak, bo się do mnie kleisz ,,Laleczko''-przybliżył się.
-Tsa... kobieca intuicja co lizusie?- zesztywniałam
-Spieprzyłaś.- odsunął się i oparł o samochód.
Moje myśli się plątały, bo w końcu on mi się podoba.
Z domu wyszła grupka ludzi, on zawzięcie się na nich patrzył. To byli zapewne czerwoni.
-Hej Ola, gramy w butelkę, dołącz do nas.- uśmiechnęła się do mnie Iza
-Okej, ale tylko na chwilkę. - odparłam myśląc o prośbie Łysego.
Iza zakręciła butelką, wypadło na Gosię. Nie znam jej, wiem tylko, że nazywa się Małgorzata. Nigdy nic o niej nie słyszałam, a jak się kogoś o nią pytałam, nie dostawałam odpowiedzi.Musiała teraz zrobić zadanie wyznaczone przez Izę.
-Yyym... Gosiu, dla Ciebie zadaniem będzie pocałować może... Alfonsa. - powiedziała po czym wskazała na chłopaka.
-Niee! - krzyknęła z obrzydzeniem na twarzy.
-Tak, chyba, że wolisz zadanie zastępcze, ale wiem, że nie chcesz tych tortur. - Iza.
-Nie mogę tego zrobić, nie mogę go pocałować.- odpowiedziała prawie płacząc.
-Nie pierdol Gosia, co się z tobą dzieje?! Pocałuj go i po sprawie. - Iza się zdenerwowała.
-Nie, nie potrafię!- krzyknęła Gosia.
-Zrób to! Zrób to! Zrób to! -zgranie mówił tłum nastolatków.
-Nie! Nienawidzę chłopaków, obrzydzają mnie. Nie rozumiecie mnie. Odkryłam dlaczego i wiem kim jestem. Jestem lesbijką. - wybuchła Gosia, po czym wybiegła z pokoju.
Nastała cisza, próbowaliśmy ogarnąć co właśnie powiedziała. Pomimo to dalej chcieliśmy dobrze bawić się na tej imprezie. Wróciliśmy do gry. Iza zakręciła butelką, a ona wybrała mnie.
Nie lubię być ofiarą, wolę patrzeć!
-Too tak, Ola, wypij ,,Eliksir Sofoklesa'' - dała mi małą buteleczkę z niebieskim płynem.
-Nie rób jej tego.- powiedział nieznajomy.
-Nic jej nie będzie, Aleksandra to silna kobieta, a zresztą, to uproszczona wersja. - wytłumaczyła wymachując rękami.
-Dobrze, wypiję to. Jak impreza to impreza.- zamknęłam oczy i wypiłam to na raz.
To było gorzkie fuuu... Zakręciło mi się w głowie, wstałam. Obraz moich oczu zaczął wirować i zamazywać się. Nie wiedziałam co się dzieje. Po chwili zaczął się straszny szum.
-Ola, Ola! Wszystko dobrze?!- ledwo słyszałam co mówią do mnie inni.
Szłam, nie wiadomo gdzie. Żadna część ciała nie była mi posłuszna. Było tak, jakby mój umysł był zamknięty w innym ciele.Przed moimi oczami pojawiła się biała postać. Następnie dodał się kontrast i zobaczyłam dokładnie tą osobę. To była Daria, moja siostra, moja martwa siostra. Po paru sekundach wszystko się wyłączyło, jakby ktoś mnie zresetował. Zasnęłam lub zemdlałam.
Obudziłam się w piwnicy. Tak właśnie w jakiejś piwnicy. Próbowałam stąd wyjść, ale wszystkie drzwi były zamknięte. W czasie gdy tak biegałam szukając wyjścia, przypomniały mi się poprzednie zdarzenia. Impreza, butelka, Gosia lesbijka, tajemniczy płyn, halucynacje i... moja siostra.
Miała na imię Daria. Gdyby żyła , miałaby 19 lat. Ktoś podciął jej gardło, a tego gówniarza co jej to zrobił jeszcze nie znaleziono. To było 2 lata temu, a pamiętam ten dzień jak dzisiaj.
Teraz jestem w piwnicy, z tego co pamiętam w mojej historyjce ,,Impreza, butelka...'' nie było wejścia, albo coś związanego z piwnicą. Okno, tak, tam jest okno! Wzięłam coś metalowego i wybiłam szybę. Już zaczęłam przez nie wychodzić, gdy ostre szkło rozcięło mi skórę. Jęknęłam patrząc na to, ale szłam dalej. Chciałam tylko, żeby ten dzień skończył się jak najszybciej. By nie tracić czasu, nie obejrzałam rany, a ona mnie zbytnio nie bolała. Udało mi się wydostać i byłam w ogródku Kamy. W trakcie gdy szłam w kierunku ulicy, spotkałam Weronikę.
-Ola! Ola!
-Co chcesz Weronika?
-Kim ty w ogóle jesteś? - zapytała
-O co ci chodzi?! Dzisiaj mam już dosyć problemów.
-Widziałam ten filmik. Nie wygląda to na fotomontaż. - udawała, że ma poważną minę
-Co? Grzebałaś w moich rzeczach! To nie jest śmieszne Weronika.- krzyknęłam
Mówiła o filmiku z Tupolewa. Byłam, leciałam, przeżyłam lot Tupolewem. Miałam przy sobie ten aparat, więc gdy w samolocie mówili, że coś jest nie w porządku, wyjęłam go i zaczęłam kręcić. Lecieliśmy, samolot zaczął szybko zlatywać na dół. Coś dziwnego zaczęło pikać, znałam ten odgłos, w końcu ogląda się filmy. Wyczułam, że tam była bomba, która zaczęła odliczać. Nie zareagowałam, bo nie byłam pewna. Wszystko potoczyło się w taki sposób: uderzenie w drzewo, upadek na Ziemię i wybuch bomby. Jak samolot rozbił się o Ziemię, nikomu się nic nie stało, zdążyłam wyjść z samolotu, a następnie wybuchła bomba, która zabiła resztę ludzi. Wiem że to dziwne i powinnam to zgłosić policji, ale to nie takie łatwe. Wtedy tego nie zrobiłam, bo byłam w szoku, a teraz mi nie uwierzą, bo pomyślą, że to fotomontaż.
-Ola, a czy ja się śmieje?! Masz to z internetu, czy skąd ? - zapytała
-Nie no, a niby jakbym miała to wgrać na tego grata.
-Uwierz, te filmiki z netu to nawet na łopatę wgrasz ja się postarasz.- uznała to za śmieszne i zachichotała.
- Nie Wera, byłam tam, przeżyłam to i mam z tym problem. Proszę, nie niszcz mi życia i nie mów o tym nikomu. - spojrzałam na nią niewinnie.
-Okej, przecież nie jestem głupia, a zresztą jestem twoją przyjaciółką. Jesteś, byłaś i będziesz dziwna prawda?- uśmiechnęła się po czym zaczęła odchodzić.
-Wiem. Dziękuję. - odpowiedziałam
Zdecydowanie powinnam usunąć albo przynajmniej zataić ten filmik, ale tak Olcia przecież musi być ofiarą losu. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, jeśli chodzi o taką sytuację.
Zobaczyłam czerwone auto, to te, gdzie miałam zanieść przesyłkę. Stanęłam obok, w środku nikogo nie było. Postanowiłam czekać. Po około dziesięciu minutach podszedł do mnie nieznajomy.
Był ubrany w czarne rurki, ciemno szarą koszulę i skórzaną kurtkę. Włosy dłuższe i rozwiane, oczy ciemne. Ręce w kieszeniach. Ideał.
-Co tutaj robisz? - zapytał
-Ja... nic, czekam na kogoś.-zaczęłam zastanawiać się co zrobić, by dobrze wypaść.
-Jeśli czekasz na czerwonych to radzę spieprzać i dalej bawić się na imprezie.- zaproponował
-Chyba żartujesz. Mam do załatwienia z nimi sprawę.- odgarnęłam włosy z twarzy.
-Rób jak chcesz. Widzisz, ja też mam z nimi do pogadania. Jak się bawisz na imprezie?- zapytał opierając się o samochód.
-Tak jak ty, czyli widać, że dobrze.- odparłam.
-Przyszłaś tu z chłopakiem?- dziwnie się uśmiechnął, a ja zastanawiałam się czy to podryw.
-Nie, a ty?
-Sorry chyba się nie rozumiemy, nie jestem gejem.- zaśmiał się.
-Wiesz...a myślałam. To może z dziewczyną?- zakpiłam.
-Tak, ale nie ważne. Czy ty się już widziałaś z czerwonymi?- rozejrzał się po okolicy, następnie spojrzał na mnie.
-Niee, czemu pytasz?
-Bo krwawisz.
Spojrzałam się na rozciętą nogę i rzeczywiście krwawiłam.
-Och, kurde. Nie to nie przez nich. Co to za pomysł, że niby oni mieli by mi to zrobić?- zapytałam
-Raczej za nic nie nazywali by się czerwoni za nic. Krew jest czerwona, oni lubią krew.- przybliżył się do mnie i próbował mnie nastraszyć, po czym się zaśmiał.
-Ha...ha. To nie jest śmieszne, ja muszę się z nimi spotkać.- spojrzałam mu w oczy.
Podobał mi się, strasznie mi się podobał.
-Jak masz na imię?- zapytałam z ciekawością
-Santa, mów na mnie Santa.- odpowiedział.
-Ja mam na imię Ola.- podałam rękę.
-Witam laleczko.- również podał rękę i uśmiechnął się.
-Laleczko?!
-Tak, bo się do mnie kleisz ,,Laleczko''-przybliżył się.
-Tsa... kobieca intuicja co lizusie?- zesztywniałam
-Spieprzyłaś.- odsunął się i oparł o samochód.
Moje myśli się plątały, bo w końcu on mi się podoba.
Z domu wyszła grupka ludzi, on zawzięcie się na nich patrzył. To byli zapewne czerwoni.
czwartek, 11 kwietnia 2013
Rozdział 1 (STARA WERSJA BLOGA)
OLA *POV*
Jestem uziemiona, mam szlaban, a poproszono mnie bym przygotowała muzykę i alkohol na imprezę u Kamy. Nie potrzebnie pokłóciłam się z rodzicami o pokój, ale ja nie będę mieszkać z 10 letnim bratem. Muszę napisać do Łysego, on mi załatwi alkohol, a muzykę to łatwo, dam im jakieś płyty Linkin Parku i niech się cieszą. Rozmyślałam właśnie jak im to donieść, gdy do mojego mieszkania weszła Wera.
-Heeej Ola.-uśmiechnęła się.
-Cześć Wera. Wiesz..ratujesz mi życie.
-Co?
-No bo nie mogę iść na imprezę u Kamy i...-miałam dokończyć, ale przerwała mi.
- Jak to do cholery nie możesz iść?!-krzyknęła zdenerwowana
-Mam szlaban, pokłóciłam się ze starszymi, a miałam im donieść parę rzeczy i myślę, że możesz im to donieść.-zamknęłam oczy czekając na jej reakcję
-Czy ty jesteś chora?! Trudno szlaban jest nie istotny, przecież nie chcesz zawieść Kamili. Uciekniesz a ja ci w tym pomogę.
-Nie wypali, mój młodszy braciszek wszystko wygada. Idiota kompletny.
-Nie bo uwzględniłam to. Idź się spakować, bo zostajemy tam na noc.
Zmrużyłam oczy, spojrzałam na nią i poszłam do toalety.
-To ja cię spakuję, bo wydaje mi się, że ty szybko tego nie zrobisz ofermo! - usłyszałam głos Weroniki z za drzwi.
Usiadłam na krześle i rozmyślałam czy może jednak zostać w domu, bo w końcu nie chcę kolejnego przypału. Ostatnio po domówce wróciłam do domu nietrzeźwa, a moi rodzice prawie kazali mi się wyprowadzić, więc nie chcę tego powtórzyć.Przyszła do mnie wiadomość, może to jakiś znak jeśli chodzi o mój dylemat.
OD:ŁYSY
PRZYWIOZĘ ALKOHOL, ALE W ZAMIAN MUSISZ MI POMÓC
Chwilę zastanowiłam się o co mu chodzi, ale zaraz odpisałam.
DO:ŁYSY
OK, A W CZYM MAM CI POMÓC?
Wiem, że Łysy lubi się wkręcać w różne brutalne sprawy, już nie raz został pobity, a grozili mu tyle razy, że nie da się policzyć, ale zwykle z tego jakoś wychodził. On jest moim przyjacielem, gdy się w coś wplątałam on mi pomagał i był w tym najlepszy. Jest ode mnie 3 lata starszy, ale chodzi do 3 gimnazjum, bo przez porachunki z kolegami kiblował.
OD:ŁYSY
PRZYJEDŹ NA IMPREZĘ TO POGADAMY
Tak, to był znak, że muszę iść na tą imprezę. Miałam odpisać, gdy Wera weszła do toalety.
-Z kim piszesz?-zapytała zakładając mój plecak na ramię.
-Z Łysym, a co?-rozłożyłam ręce i pokiwałam głową.
-Z tym pieprzonym kryminalistą?!-zrobiła wielkie oczy.
-Przecież wiesz, że się z nim przyjaźnię, a to, że ty go nie lubisz to twój problem.
-Ostrzegam, bo jak cię wciągnie w to gówno, którym zresztą jest jego życie, to nie wiem czy wyjdziesz z tego cała.- wskazała na mnie palcem.
-Zamknij się, on ma tylko przywieść alkohol na tą pojebaną imprezę.-spojrzałam na nią wyzywająco
-Dobra, pospieszmy się.
-Czekaj , a co z moim bratem?- spytałam.
-Nie martw się, dałam mu laptopa i siedzi w salonie. My wyjdziemy oknem.- uśmiechnęła się.
-Co?! Dałaś mu mojego laptopa?!-podskoczyłam
-Nie gadaj, bo czas tracimy.-pociągnęła mnie do pokoju.
Wyszłyśmy przez okno, było ciemno. Doszłyśmy do Kamy domu. Była tam już mała grupka ludzi. Podeszłam do radia, włożyłam płytę i włączyłam muzykę. Szłam do kuchni by przywitać się z Kamilą, gdy ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę łazienki. To był Łysy.
-Co chcesz? Czemu robisz to jakbyś chciał żeby nikt nas nie widział? W czym mam ci pomóc?- obsypałam go pytaniami.
-Yyym... musisz zanieść takim jednym przesyłkę, przyjadą tu czerwonym Oplem. Tylko uważaj, bo to bardzo ważne.-spojrzał mi w oczy.
-Ale dlaczego ty nie możesz?-zdziwiłam się.
-Bo mam z nimi na pieńku, a myślę, że dziewczyny nie pobiją, ale ty jesteś na tyle odważna prawda?-złapał mnie za rękę i dał mi małe zaklejone pudełko.
-Mam nadzieję, że nie wpadnę w kłopoty.-ścisnęłam ręce w pięści.
-Dziękuję.-pocałował mnie w policzek po czym wyszedł.
Wróciłam się i weszłam do kuchni.
-Hej Kama, jak ci idą przygotowania?- położyłam rękę na jej ramieniu.
-Och, Ola, witaj kochana, a przygotowania się już skończyły, wszystko gotowe.-uśmiechnęła się.-Słyszałam o tobie i Kubie.- po chwili dodała, a następnie wyszła z kuchni wytykając do mnie język.
Nie wiem o czym ona mówi . Kuba?! Znam dwóch Jakubów, jeden to taki z 2 gimnazjum, ale on jest fuuuuj, a drugi to kolega Grzybka. Ale o co jej chodziło?!
Jestem uziemiona, mam szlaban, a poproszono mnie bym przygotowała muzykę i alkohol na imprezę u Kamy. Nie potrzebnie pokłóciłam się z rodzicami o pokój, ale ja nie będę mieszkać z 10 letnim bratem. Muszę napisać do Łysego, on mi załatwi alkohol, a muzykę to łatwo, dam im jakieś płyty Linkin Parku i niech się cieszą. Rozmyślałam właśnie jak im to donieść, gdy do mojego mieszkania weszła Wera.
-Heeej Ola.-uśmiechnęła się.
-Cześć Wera. Wiesz..ratujesz mi życie.
-Co?
-No bo nie mogę iść na imprezę u Kamy i...-miałam dokończyć, ale przerwała mi.
- Jak to do cholery nie możesz iść?!-krzyknęła zdenerwowana
-Mam szlaban, pokłóciłam się ze starszymi, a miałam im donieść parę rzeczy i myślę, że możesz im to donieść.-zamknęłam oczy czekając na jej reakcję
-Czy ty jesteś chora?! Trudno szlaban jest nie istotny, przecież nie chcesz zawieść Kamili. Uciekniesz a ja ci w tym pomogę.
-Nie wypali, mój młodszy braciszek wszystko wygada. Idiota kompletny.
-Nie bo uwzględniłam to. Idź się spakować, bo zostajemy tam na noc.
Zmrużyłam oczy, spojrzałam na nią i poszłam do toalety.
-To ja cię spakuję, bo wydaje mi się, że ty szybko tego nie zrobisz ofermo! - usłyszałam głos Weroniki z za drzwi.
Usiadłam na krześle i rozmyślałam czy może jednak zostać w domu, bo w końcu nie chcę kolejnego przypału. Ostatnio po domówce wróciłam do domu nietrzeźwa, a moi rodzice prawie kazali mi się wyprowadzić, więc nie chcę tego powtórzyć.Przyszła do mnie wiadomość, może to jakiś znak jeśli chodzi o mój dylemat.
OD:ŁYSY
PRZYWIOZĘ ALKOHOL, ALE W ZAMIAN MUSISZ MI POMÓC
Chwilę zastanowiłam się o co mu chodzi, ale zaraz odpisałam.
DO:ŁYSY
OK, A W CZYM MAM CI POMÓC?
Wiem, że Łysy lubi się wkręcać w różne brutalne sprawy, już nie raz został pobity, a grozili mu tyle razy, że nie da się policzyć, ale zwykle z tego jakoś wychodził. On jest moim przyjacielem, gdy się w coś wplątałam on mi pomagał i był w tym najlepszy. Jest ode mnie 3 lata starszy, ale chodzi do 3 gimnazjum, bo przez porachunki z kolegami kiblował.
OD:ŁYSY
PRZYJEDŹ NA IMPREZĘ TO POGADAMY
Tak, to był znak, że muszę iść na tą imprezę. Miałam odpisać, gdy Wera weszła do toalety.
-Z kim piszesz?-zapytała zakładając mój plecak na ramię.
-Z Łysym, a co?-rozłożyłam ręce i pokiwałam głową.
-Z tym pieprzonym kryminalistą?!-zrobiła wielkie oczy.
-Przecież wiesz, że się z nim przyjaźnię, a to, że ty go nie lubisz to twój problem.
-Ostrzegam, bo jak cię wciągnie w to gówno, którym zresztą jest jego życie, to nie wiem czy wyjdziesz z tego cała.- wskazała na mnie palcem.
-Zamknij się, on ma tylko przywieść alkohol na tą pojebaną imprezę.-spojrzałam na nią wyzywająco
-Dobra, pospieszmy się.
-Czekaj , a co z moim bratem?- spytałam.
-Nie martw się, dałam mu laptopa i siedzi w salonie. My wyjdziemy oknem.- uśmiechnęła się.
-Co?! Dałaś mu mojego laptopa?!-podskoczyłam
-Nie gadaj, bo czas tracimy.-pociągnęła mnie do pokoju.
Wyszłyśmy przez okno, było ciemno. Doszłyśmy do Kamy domu. Była tam już mała grupka ludzi. Podeszłam do radia, włożyłam płytę i włączyłam muzykę. Szłam do kuchni by przywitać się z Kamilą, gdy ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę łazienki. To był Łysy.
-Co chcesz? Czemu robisz to jakbyś chciał żeby nikt nas nie widział? W czym mam ci pomóc?- obsypałam go pytaniami.
-Yyym... musisz zanieść takim jednym przesyłkę, przyjadą tu czerwonym Oplem. Tylko uważaj, bo to bardzo ważne.-spojrzał mi w oczy.
-Ale dlaczego ty nie możesz?-zdziwiłam się.
-Bo mam z nimi na pieńku, a myślę, że dziewczyny nie pobiją, ale ty jesteś na tyle odważna prawda?-złapał mnie za rękę i dał mi małe zaklejone pudełko.
-Mam nadzieję, że nie wpadnę w kłopoty.-ścisnęłam ręce w pięści.
-Dziękuję.-pocałował mnie w policzek po czym wyszedł.
Wróciłam się i weszłam do kuchni.
-Hej Kama, jak ci idą przygotowania?- położyłam rękę na jej ramieniu.
-Och, Ola, witaj kochana, a przygotowania się już skończyły, wszystko gotowe.-uśmiechnęła się.-Słyszałam o tobie i Kubie.- po chwili dodała, a następnie wyszła z kuchni wytykając do mnie język.
Nie wiem o czym ona mówi . Kuba?! Znam dwóch Jakubów, jeden to taki z 2 gimnazjum, ale on jest fuuuuj, a drugi to kolega Grzybka. Ale o co jej chodziło?!
Subskrybuj:
Posty (Atom)