-Załatw swoją sprawę z nimi pierwsza, ja poczekam.-powiedział Santa.
-Dobrze, to nie zajmie długo.- odpowiedziałam, po czym wyjęłam paczkę, którą dostałam od Łysego.
Grupa czerwonych spojrzała na mnie, potem na Santa, następnie podeszła do niego.Jeden z nich złapał go za skórzaną kurtkę.
-Co ty tu robisz Shaker?- powiedział z zaciśniętymi zębami.
-Zostaw mnie Patryk, bo ci się rączki zmęczą, jak ostatnio! -zakpił Santa.
-Jedno słowo Shaker.-wyszeptał do niego, ale tak, że wszyscy słyszeli.- A ty czemu tu jesteś, znamy się?-zapytał mnie Patryk, po czym puścił Santa. Reszta czerwonych wyjęła papierosy i zaczęli je palić.
-Mam wam przekazać paczkę od Łysego.-powiedziałam stanowczo czekając na reakcję.
-Haha, zadajesz się z tym idiotą. Marnujesz sobie życie wiesz dziewczynko.-zaśmiał się.
-On nie jest idiotą, ale ty najwidoczniej tak.-przeleciałam po nim wzrokiem od dołu do góry. Jeden z czerwonych położył mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się, a on spojrzał się w inną stronę.
-Chyba się nie rozumiemy. Wiesz kim jestem?-zapytał.
-Wiem, jesteś Patryk. Jeśli uważasz, że potrafisz mnie przestraszysz, to czeka Cię rozczarowanie.-uśmiechnęłam się.
-Za dużo otwierasz swoją buźkę, pomogę Ci ją zamknąć.-odwzajemnił uśmiech, po czym uderzył mnie z pięści w twarz. Już nie raz dostałam tak od brata. Z przyzwyczajenia oddałam mu. Leciała mu krew z nosa. Odwrócił się w stronę swojej paczki i pokazał im jakiś znak. Santa automatycznie złapał mnie za rękę i ciągnął w stronę lasu. Zaczęliśmy biec, gdy podjechał czarny samochód. Otworzył drzwi i wepchnął mnie do niego. Z przodu jechało dwóch innych kolesi.
-Santa, co ty robisz?-zadrżał mi głos.
-Nie rób tak nigdy Laleczko. Uważaj, teraz nie możesz im się na oczy pokazać.-odpowiedział Santa.
-Hej kotku, jestem Maciek, a ten obok to Driver.-powiedział chłopak prowadzący ten samochód.
-Czeeść, jestem Ola jak coś.-zaczęłam bawić się włosami.
-Jesteśmy na miejscu.-powiedział Maciej.
Wysiedliśmy z samochodu, szłam za nimi nic nie mówiąc. Nie wiedziałam gdzie jestem. Weszliśmy do jakiegoś mieszkania. Było duże, czyste i luksusowe.
-Witamy w moim domu.-powiedział Maciek rozkładając ręce.
Teraz mogłam mu się lepiej przyjrzeć, był wysoki, trochę wyższy ode mnie, a ja nie mam normalnego wzrostu, bo prawie 1,80. Miał ciemne włosy, niebieskie oczy, na głowie czarną smerfetkę, na szyi słuchawki, białą bluzkę, szarą bluzę i jasne rurki. Obok niego stał jego kolega Driver, niski blondyn o niebieskich oczach.
-Dobra Driver, jedziesz ze mną. Maciek zaopiekuj się Lalą.-podszedł do mnie- A ty dziewczynko bądź grzeczna.-wyszeptał.
Zrobiłam wielkie oczy położyłam rękę na sercu na znak przysięgi.
-Obiecuję Santa.
Wyszli, zostałam sama z Maciejem.Weszłam do salonu i usiadłam na kanapie, chłopak usiadł obok mnie.
-I co Olcia, chyba sobie nazbierałaś u Czerwonych, a za co?-zapytał.
-No bo zaczęli wyzywać mi przyjaciela, to ja nie mogłam tego słuchać.
-Haha, rozumiem. Jednak dziewczyny są naiwne.-zaśmiał się, po czym dostał ode mnie z liścia.
-Ty głupi jesteś!
-Hej, hej, hej to tylko żart. Wiesz, że jesteście kochane.- obronił się.
-Noo kochane, ale naiwne, prawda?- spojrzałam na nogę, która zaczęła krwawić ponownie.
-Nie wcale tak nie myślę, a zresztą nie ważne. Toaleta jest na końcu korytarza, a apteczka w białej szafce.-uśmiechnął się.
Zabandażowałam sobie nogę, po czym wróciłam do niego na kanapę.
-Mieszkasz tutaj sam? Twój dom nie wygląda, żeby mieszkał tu ktoś jeszcze.-rozejrzałam się.
-Nie, rodzice wyjechali 3 lata temu, na wakacje podobno.-jego mina momentalnie zmieniła się na smutną.
-Przepraszam.
-Nie masz za co. Nie tęsknię za nimi, lepiej mi bez nich i tak prędzej czy później by się tak skończyło. Jestem adoptowany. Nie wiem co to za uczucie miłość i nie dowiem się.-Maciek.
-Ja mam podobnie, też nie czuję, że mam rodziców. Dają mi tylko szlabany jak mnie na czymś przyłapią, nie rozmawiają ze mną. Ja i mój brat możemy liczyć tylko na samych siebie.-spuściłam głowę w dół.
-Nie, jesteś dziewczyną, prędzej czy później będziesz szczęśliwa. Hmm.. Artur ma kolorowe życie, zazdroszczę mu.
-A kto to Artur?- zapytałam.
-Koleś który się tobą dzisiaj opiekował. Jeśli się nie mylę, to mówisz na niego Santa.
-Aaa.. tak, on ma na imię Artur?-podskoczyłam, a on się zaśmiał.
-Tak. Nie lubi swojego imienia, dlatego się nim nie przedstawia.
-Wiesz, chciałabym wrócić do domu, odwieziesz mnie?
-Nie możesz teraz nigdzie wychodzić. Poczekaj do jutra, a potem zobaczymy.-położył rękę na mojej.
-Coo? Do jutra? Nikt nie wie gdzie jestem, będą się o mnie martwić!
-To się naucz nie zadzierać z mafią. Niby twoi kochani rodzice mają się o Ciebie martwić, skoro jak mówisz, nie za bardzo ich obchodzisz?-zakpił.
-Mam jeszcze przyjaciół debilu.
-Nie nazywaj mnie debilem idiotko.
-Idź sobie, jesteś zły.
-Ha, ha, a ty niby dobra laleczko?
-Żadnych laleczek!-krzyknęłam.-Jesteś pusty, teraz wiem.
-A ty naiwna, jak każda.- wyszeptał do mnie.
-Zamknij się!-zaczęłam iść w stronę łazienki.
Nie miałam zamiaru spędzać tu sekundy więcej, w łazience było okno. Było nisko, więc wyskoczyłam przez nie na dwór. Zdecydowałam się jechać autostopem. Szłam w stronę ulicy. Było ciemno i zimno. Na około pełno bloków, ale żadnej żywej duszy. Zaczęłam podskakiwać i śpiewać, by poczuć się raźniej. Właśnie wykonywałam obrót, gdy ktoś złapał mnie w tali. Podskoczyłam.
-Cześć mała, nie skończyliśmy z tobą, a ty nam taki teatrzyk odstawiasz.- wyszeptał mi do ucha.
-P..patryk. Co masz na myśli?-przestraszyłam się.
-Dobra suko, do rzeczy. Nie dałaś im paczki, a ja ci zaufałem. Daj im to teraz.-usłyszałam głos Łysego.
-Yyym...Łysy, co ty tutaj robisz z nimi?-wskazałam palcem na pozostałych.
-To nie jest zabawa Aleksandro. Daj nam to, bo twój przyjaciel nie skończy najlepiej.-Patryk.
-No daj im to! Nie bądź głupia jak zawsze!-powiedział Łysy i dostał z pięści w twarz od Patryka.
-Niee! Olek, przecież byliśmy przyjaciółmi czemu nazywasz mnie głupią, czemu mnie tak traktujesz?-miałam łzy w oczach.
-Nie pierdol, bo będę musiał Ci pomóc dać tą cholerną paczkę!-Łysy.
-Noo... proszę! Zmuś mnie, w końcu nie jesteśmy przyjaciółmi, nie będzie tak łatwo jak kiedyś.- zbliżyłam się do niego. Reszta przyglądała nam się ze zdziwieniem.
-To ja zabiłem twoją siostrę. Podcięcie jej gardła było dla mnie wielką przyjemnością. Jeśli nie dasz im paczki, zrobię z tobą to samo kotku.-wyszeptał do mnie. Stałam przez chwilę jak słup.
-Dobra nie będziemy się z wami bawić, macie tą paczkę, czy nie?- powiedział Patryk wyciągając pistolet z kieszeni i kierując go w moją stronę.
-Co ty tu robisz Shaker?- powiedział z zaciśniętymi zębami.
-Zostaw mnie Patryk, bo ci się rączki zmęczą, jak ostatnio! -zakpił Santa.
-Jedno słowo Shaker.-wyszeptał do niego, ale tak, że wszyscy słyszeli.- A ty czemu tu jesteś, znamy się?-zapytał mnie Patryk, po czym puścił Santa. Reszta czerwonych wyjęła papierosy i zaczęli je palić.
-Mam wam przekazać paczkę od Łysego.-powiedziałam stanowczo czekając na reakcję.
-Haha, zadajesz się z tym idiotą. Marnujesz sobie życie wiesz dziewczynko.-zaśmiał się.
-On nie jest idiotą, ale ty najwidoczniej tak.-przeleciałam po nim wzrokiem od dołu do góry. Jeden z czerwonych położył mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się, a on spojrzał się w inną stronę.
-Chyba się nie rozumiemy. Wiesz kim jestem?-zapytał.
-Wiem, jesteś Patryk. Jeśli uważasz, że potrafisz mnie przestraszysz, to czeka Cię rozczarowanie.-uśmiechnęłam się.
-Za dużo otwierasz swoją buźkę, pomogę Ci ją zamknąć.-odwzajemnił uśmiech, po czym uderzył mnie z pięści w twarz. Już nie raz dostałam tak od brata. Z przyzwyczajenia oddałam mu. Leciała mu krew z nosa. Odwrócił się w stronę swojej paczki i pokazał im jakiś znak. Santa automatycznie złapał mnie za rękę i ciągnął w stronę lasu. Zaczęliśmy biec, gdy podjechał czarny samochód. Otworzył drzwi i wepchnął mnie do niego. Z przodu jechało dwóch innych kolesi.
-Santa, co ty robisz?-zadrżał mi głos.
-Nie rób tak nigdy Laleczko. Uważaj, teraz nie możesz im się na oczy pokazać.-odpowiedział Santa.
-Hej kotku, jestem Maciek, a ten obok to Driver.-powiedział chłopak prowadzący ten samochód.
-Czeeść, jestem Ola jak coś.-zaczęłam bawić się włosami.
-Jesteśmy na miejscu.-powiedział Maciej.
Wysiedliśmy z samochodu, szłam za nimi nic nie mówiąc. Nie wiedziałam gdzie jestem. Weszliśmy do jakiegoś mieszkania. Było duże, czyste i luksusowe.
-Witamy w moim domu.-powiedział Maciek rozkładając ręce.
Teraz mogłam mu się lepiej przyjrzeć, był wysoki, trochę wyższy ode mnie, a ja nie mam normalnego wzrostu, bo prawie 1,80. Miał ciemne włosy, niebieskie oczy, na głowie czarną smerfetkę, na szyi słuchawki, białą bluzkę, szarą bluzę i jasne rurki. Obok niego stał jego kolega Driver, niski blondyn o niebieskich oczach.
-Dobra Driver, jedziesz ze mną. Maciek zaopiekuj się Lalą.-podszedł do mnie- A ty dziewczynko bądź grzeczna.-wyszeptał.
Zrobiłam wielkie oczy położyłam rękę na sercu na znak przysięgi.
-Obiecuję Santa.
Wyszli, zostałam sama z Maciejem.Weszłam do salonu i usiadłam na kanapie, chłopak usiadł obok mnie.
-I co Olcia, chyba sobie nazbierałaś u Czerwonych, a za co?-zapytał.
-No bo zaczęli wyzywać mi przyjaciela, to ja nie mogłam tego słuchać.
-Haha, rozumiem. Jednak dziewczyny są naiwne.-zaśmiał się, po czym dostał ode mnie z liścia.
-Ty głupi jesteś!
-Hej, hej, hej to tylko żart. Wiesz, że jesteście kochane.- obronił się.
-Noo kochane, ale naiwne, prawda?- spojrzałam na nogę, która zaczęła krwawić ponownie.
-Nie wcale tak nie myślę, a zresztą nie ważne. Toaleta jest na końcu korytarza, a apteczka w białej szafce.-uśmiechnął się.
Zabandażowałam sobie nogę, po czym wróciłam do niego na kanapę.
-Mieszkasz tutaj sam? Twój dom nie wygląda, żeby mieszkał tu ktoś jeszcze.-rozejrzałam się.
-Nie, rodzice wyjechali 3 lata temu, na wakacje podobno.-jego mina momentalnie zmieniła się na smutną.
-Przepraszam.
-Nie masz za co. Nie tęsknię za nimi, lepiej mi bez nich i tak prędzej czy później by się tak skończyło. Jestem adoptowany. Nie wiem co to za uczucie miłość i nie dowiem się.-Maciek.
-Ja mam podobnie, też nie czuję, że mam rodziców. Dają mi tylko szlabany jak mnie na czymś przyłapią, nie rozmawiają ze mną. Ja i mój brat możemy liczyć tylko na samych siebie.-spuściłam głowę w dół.
-Nie, jesteś dziewczyną, prędzej czy później będziesz szczęśliwa. Hmm.. Artur ma kolorowe życie, zazdroszczę mu.
-A kto to Artur?- zapytałam.
-Koleś który się tobą dzisiaj opiekował. Jeśli się nie mylę, to mówisz na niego Santa.
-Aaa.. tak, on ma na imię Artur?-podskoczyłam, a on się zaśmiał.
-Tak. Nie lubi swojego imienia, dlatego się nim nie przedstawia.
-Wiesz, chciałabym wrócić do domu, odwieziesz mnie?
-Nie możesz teraz nigdzie wychodzić. Poczekaj do jutra, a potem zobaczymy.-położył rękę na mojej.
-Coo? Do jutra? Nikt nie wie gdzie jestem, będą się o mnie martwić!
-To się naucz nie zadzierać z mafią. Niby twoi kochani rodzice mają się o Ciebie martwić, skoro jak mówisz, nie za bardzo ich obchodzisz?-zakpił.
-Mam jeszcze przyjaciół debilu.
-Nie nazywaj mnie debilem idiotko.
-Idź sobie, jesteś zły.
-Ha, ha, a ty niby dobra laleczko?
-Żadnych laleczek!-krzyknęłam.-Jesteś pusty, teraz wiem.
-A ty naiwna, jak każda.- wyszeptał do mnie.
-Zamknij się!-zaczęłam iść w stronę łazienki.
Nie miałam zamiaru spędzać tu sekundy więcej, w łazience było okno. Było nisko, więc wyskoczyłam przez nie na dwór. Zdecydowałam się jechać autostopem. Szłam w stronę ulicy. Było ciemno i zimno. Na około pełno bloków, ale żadnej żywej duszy. Zaczęłam podskakiwać i śpiewać, by poczuć się raźniej. Właśnie wykonywałam obrót, gdy ktoś złapał mnie w tali. Podskoczyłam.
-Cześć mała, nie skończyliśmy z tobą, a ty nam taki teatrzyk odstawiasz.- wyszeptał mi do ucha.
-P..patryk. Co masz na myśli?-przestraszyłam się.
-Dobra suko, do rzeczy. Nie dałaś im paczki, a ja ci zaufałem. Daj im to teraz.-usłyszałam głos Łysego.
-Yyym...Łysy, co ty tutaj robisz z nimi?-wskazałam palcem na pozostałych.
-To nie jest zabawa Aleksandro. Daj nam to, bo twój przyjaciel nie skończy najlepiej.-Patryk.
-No daj im to! Nie bądź głupia jak zawsze!-powiedział Łysy i dostał z pięści w twarz od Patryka.
-Niee! Olek, przecież byliśmy przyjaciółmi czemu nazywasz mnie głupią, czemu mnie tak traktujesz?-miałam łzy w oczach.
-Nie pierdol, bo będę musiał Ci pomóc dać tą cholerną paczkę!-Łysy.
-Noo... proszę! Zmuś mnie, w końcu nie jesteśmy przyjaciółmi, nie będzie tak łatwo jak kiedyś.- zbliżyłam się do niego. Reszta przyglądała nam się ze zdziwieniem.
-To ja zabiłem twoją siostrę. Podcięcie jej gardła było dla mnie wielką przyjemnością. Jeśli nie dasz im paczki, zrobię z tobą to samo kotku.-wyszeptał do mnie. Stałam przez chwilę jak słup.
-Dobra nie będziemy się z wami bawić, macie tą paczkę, czy nie?- powiedział Patryk wyciągając pistolet z kieszeni i kierując go w moją stronę.